Witajcie po 3 miesięcznej ciszy na moim blogu. Nie wiem, czy zaglądacie tu jeszcze, czy też jest Wam to obojętne, ale jeśli jest choć jedna zainteresowana duszyczka to uprzejmie donoszę, że powoli powracam do blogosfery w powiększonym składzie, a konkretnie w 19 tygodniu ciąży. Uwaga będę biadolić i użalać się nad sobą, bo wszystkie dolegliwości jakie mi dokuczały podczas pierwszej ciąży teraz występują z mega siłą. Na szczęście teraz odpuściły, więc mam jakieś dwa miesiące spokoju, oczywiście oprócz zapachowstrętu, ten jest mym wiernym kompanem ;-).
Najzabawniejszą dolegliwością jak i poprzednio jest dla mnie odczuwanie mdłości na widok komputera. Nie wiem o co chodzi, ale w pierwszym trymestrze odrzucało mnie natychmiast po włączeniu. Oj odpoczął sobie nasz laptopik, wręcz pokrył się warstwą kurzu:-), tak jak mój blog. Teraz powoli sprzątam, oczywiście w towarzystwie córci, więc dni sprzętu mogą być policzone.
Kornelka ma już roczek i tydzień i jest po prostu wszędzie :-) jak każde dziecko w tym wieku interesuje ją wszystko i nie wielu rzeczy się boi. Jedyne, co ją odstrasza to hałas, nie lubi gdy jest zbyt głośno. Jest cudownym szkrabem od którego jestem uzależniona, a przecież czeka nas kilkudniowa rozłąka za parę miesięcy i ja już to przeżywam i modlę się by wszystko poszło dobrze i było to faktycznie kilka dni, a nie miesięcy.
Niestety jest i taka groźba, bo mój organizm znowu się buntuje od samego początku. Najpierw prawie dwa miesiące leżenia plackiem, bo był duży krwiak, ubłagane by w domu nie w szpitalu, bo małe dziecko w domu. Udało się krwiak się wchłonął, lekarz pochwalił, a łatwo nie było, bo cała rodzina musiała zajmować się Kornelką w sensie noszenia i chodzenia na spacery. W efekcie córcia rozpieszczona totalnie, weszła na głowę wszystkim opiekunom i wymusza na nich wszystko, co zechce. Ja nie ustępuję jej od samego początku i potrafi być przy mnie grzeczna, zająć się zabawkami, ale tylko gdy jesteśmy same, bo jeśli jest w pobliżu "miękki grunt" w postaci babci, dziadka czy taty to od razu rączki do góry i paluszek wskazuje gdzie i co chce, ewentualnie krzykiem pogania, jak "ofiara" się ociąga :-))).
Mnie lekarz zabronił dźwigać i oczywiście nakazała odpoczywać, polegiwać, bo krwiak się wchłonął, ale skurcze są nadal i przy każdym wysiłku nasilają się uciskając maleństwo. Ciężko jest przestrzegać, gdy zostajemy na cały dzień same, a teraz w sezonie prac ogrodowo- sadowniczych to nieuniknione. Stąd też moja obawa, że jeśli sytuacja z uciskiem maleństwa nie odpuści to wyląduje na przymusowe leżenie w szpitalu.
Dobrze starczy na dzisiaj o moich bolączkach, bo pogoda piękna od dwóch dni pełnia lata u nas i czas na wyruszenie do naszej piaskownicy i cieszenie się z pierwszych truskaweczek z naszej przydomowej uprawy. Tak to sobie wymyśliłam, że truskaweczki rosną tuż za płotkiem naszego placu zabaw, więc czekam na wysyp owoców i przyjemny zapach truskawek unoszący się w powietrzu. Ten aromat i smak póki co mi nie przeszkadza :-)))
Postaram się poodwiedzać Wasze blogi, choć troszkę nadrobić braki w czytaniu i komentowaniu. Wreszcie mogę to zrobić, bo wymieniłam telefon na nowy, niestety mój HTC z blogiem nie chciał od dawna współpracować. Zawieszał się, rozłączał i absolutnie nie było możliwe dodanie komentarza, bo klawiatura nie chciała się wyświetlić. Teraz mam LG i póki co internet śmiga, bloger działa bez zastrzeżeń ( w wersji komputerowej, bo w wersji na smartfona nadal się zawiesza). Tak więc miłego dnia Moi Mili i do zobaczenia u Was (jeśli tylko córcia zajmie się zabawą w piasku) :-).
Ps.w maju odwiedziliśmy na kilka dni nasze morze, konkretnie Jantar, trafił nam się sztorm jednego dnia, więc wróciliśmy zadowoleni, że córcia jodu nawdychała, a że byliśmy przed sezonem, to cisza i spokój na plaży. Bursztynów udało się też znaleźć sporą garść, więc powrót z wypoczynku był triumfalny ;-)
Ps2. Nie poruszyłam jeszcze sedna sprawy, a konkretnie tytułowego, co dalej? Na pewno wiele się jeszcze zmieni i zmieni się też rodzaj wpisów, bo wszytko służyło do malowania i klejenie zapakowałam w kartony i wyniosłam do piwnicy. Cóż z tego, że chęć jest jak czasu i możliwości brak. Musi poczekać wszystko do zimy, gdy wrócę już troszkę do formy po ciąży. Nie obrażę się, jeśli wiele z Was przestanie do mnie zaglądać, bo będzie tu na pewno nudno i monotematycznie, czyli zwykłe, codzienne życie na wsi przeplatane dzieciowymi wywodami i radościami:-)